21 kwietnia 2013

return

Wiosną świat budzi się do życia, a we mnie budzą się wspomnienia. I wątpliwości. Zamykam się w sobie jeszcze bardziej, rozpływam nad swoją żałosnością, nienawidzę siebie, nie chce mi się żyć, nic nie ma sensu.
Ciągle jem, jem, jem, wszystko wraca, myślę o śmierci i chcę krzyczeć, płaczę, chcę do mamy, chcę się do kogoś przytulić, chcę jakąś tabletkę, która zlikwidowała by ten okropny ból w środku, rozdzierający ból, bo czuję, jakbym nie mogła już wytrzymać.
I nie mogę przestać płakać i wiem, że to bez sensu, że to jest złe i żałosne, ale to tak boli, że nie mogę przestać, i chcę tylko zanurzyć się w tę rozpacz, i sama siebie się boję, i chcę tylko zasnąć i obudzić się, gdy już będzie dobrze.
I chodzę po świecie, chodzę po mieście i wszystko wydaje mi się takie nierealne, takie bez sensu, takie odległe i niezrozumiałe, po co to wszystko, skoro to i tak nie istnieje, wy nie istniejecie, ja nie istnieję, świat nie istnieje, nic nie ma znaczenia, a ja tak bardzo nie rozumiem tego świata, nic nie rozumiem, aż nagle przestaję się bać śmierci, już nie gryzę ze strachu swoich pięści, bo przecież i tak nie istnieję, to jest złudzenie, to wszystko to złudzenie, połączenie w mózgu i świadomość fałszywego istnienia, ot co.
A potem idę spać, budzę się rano, wychodzę z domu i cieszę się dźwiękiem tramwaju, cieszę się wiatrem na twarzy, szumem opon na asfalcie, prędkością, słońcem, listkiem, uśmiechem, wykładem, kawą, mało by brakowało – psimi fekaliami na chodniku, taka jestem bez powodu szczęśliwa. Kompletnie nie rozumiem.

16 kwietnia 2013

world

Nie żyję. Za dużo myślę. Nie żyję, tylko myślę.
I znów: budzik w środku nocy, ciemność za oknem, ból głowy i mdłości. Zajęcia, zakupy, obiad. Nie chcę tak żyć, tak normalnie…
A świat mnie przeraża. Konsumpcjonizm, nietolerancja, wszystko. Dlatego od niego uciekam i zamykam się w czterech ścianach myśląc, że to coś zmieni, że to coś pomoże.
A gdy wyjdę – sztuczność, zawroty głowy i otępienie światem.
Idę w tłumie jak owca, czerwone światło – stoimy, zielone – jak stado zwierząt ruszające, gdy otwiera się zagroda.
Ja, nosząca bezpłciową kurtkę przeciwdeszczową. Ja, wkurwiająca się, gdy ktoś mówi do mnie jak do dziecka – znak, że jestem stara. Ja, permanentnie gubiąca się w centrach handlowych i supermarketach. Ja, przestraszona kolorowymi ubraniami w sklepach i nachalnymi ekspedientkami.
Ja, dla której nikt nie jest dobry i ja nie jestem dobra dla nikogo.
Ale czasem chcę się upić tak bez powodu. I czasem czegoś mi brakuje tak w środku, jakby części mnie.

3 kwietnia 2013

just nothing

Zimno, źle i żałośnie mi. Wszystko wraca. Chcę jeść, spać i umrzeć. Chcę tylko zanurzyć się w tą wypełniającą mnie rozpacz.
Jak ja mam żyć, jestem dorosła…
Chcę jakąś tabletkę, tabletkę na ból w środku, bo inaczej mnie rozedrze na strzępy. Trzymam się za klatkę piersiową, bo inaczej się rozpadnę…
Boję się siebie.
Niechęć i obrzydzenie.
Umrzeć, bo i tak już mnie nie ma.