28 stycznia 2014

jestem

Znacie te dni, kiedy nagle, jak cios w żołądek, dopadają was wszystkie najgorsze wybory, jakich dokonaliście w życiu, wszystkie najokropniejsze momenty? Nagle, w jednej chwili. Wraz z poczuciem, że to za dużo dla jednego człowieka. Że to nie możliwe, żebyście byli z tym sami. Ale jesteście. Bo życie jest okrutne. Chyba dlatego ludzie wymyślili bogów.
Życie jest okrutne, czasem tak bardzo okrutne, że nie da się w to uwierzyć.
Nie wierzę w Boga, w żadnych bogów. Po prostu nie umiem uwierzyć. A nawet jeśli bym wierzyła, to nie chciałabym mieć z nim(i) nic wspólnego, a na pewno nie wychwalałabym ich. Nie, gdy widzę, jaki jest świat.
Myślałam, że wierzę w harmonię. Że zło równoważy dobro, tak jak ładunki dodatnie równoważą ujemne, tak jak równoważy się cały wszechświat. I może tak jest, ale nagle dotarło do mnie, że ta harmonia jest czymś ogromnym, że w krótkim życiu jednego małego człowieczka ona nigdy nie będzie odczuwalna.
Spotkało mnie wiele okrutnych rzeczy, jednak nie twierdzę, że całe moje życie jest okrutne. Nie twierdzę jednak też, że spotkała mnie ta harmonia. Wciąż szala przechyla się bardziej na minus, gdy spojrzeć obiektywnie. A może nie, może nie umiem patrzeć obiektywnie.
Ale fakt faktem, wiele złych rzeczy spotyka ludzi i to nie jest sprawiedliwe. Nagle może się wszystko zawalić, by nigdy nie wrócić do normy. Nie ma harmonii, nie dla nas.
Czasem wszystko we mnie uderza i to za dużo. Za dużo, by nawet płakać. I boję się przyszłości, że będzie tak samo albo gorzej. I tak bardzo boję się śmierci. I chcę mieć kogoś, kto zrozumie, a jednocześnie chcę uciec daleko od wszystkich.
A jedyna osoba, która by wszystko to zrozumiała, nie odzywa się. Kolejna złośliwość świata. Nikt się zresztą nie odzywa, a ja na siłę uciekam.
Czy naprawdę kilka miesięcy szczęścia (a może bardziej: nie cierpienia) na kilka lat to wszystko, co mogę dostać?
***
Przepraszam, że tak zniknęłam. Jakoś tak wyszło. Ale jestem. Może tylko na chwilę, może na dłużej. Ale teraz… teraz po prostu musiałam napisać.