28 sierpnia 2013

another trip to hell

Oni tego nie rozumieją, ten ogromny, ogromny lęk, obezwładniający, nie pozwalający logicznie myśleć, oni tego nie rozumieją i ja sama też tego nie rozumiałam kilka miesięcy temu. Zapomniałam to rozumieć.
A teraz znów, znów zachowuję się jak mała dziewczynka i nienawidzę tego, nienawidzę tego, nienawidzę tego, jak nie umiem powstrzymać łez, bo tak bardzo się boję. Jak krzyczą na mnie, żebym się wzięła w garść, bo, dziewczyno, masz 21 lat.
A ja czułam się, jakbym nie miała 21 lat, jakbym w ogóle nie miała lat, jakbym w ogóle nie była sobą, jakbym była tylko duchem zawieszonym w przestrzeni wypełnionej mgłą tego okropnego lęku, duchem, który nic nie czuje, który nie może mówić ani myśleć, który zaraz się rozmyje.
I nikt nie rozumie, że co z tego, że jest 2 w nocy – ja nie chcę iść spać bo boję się, że się nie obudzę.
I nikt nie rozumie, jak bardzo jestem chora, mimo że nic mi nie jest.
A ja nie rozumiem, dlaczego tak bardzo czasem chcę umrzeć, a tak boję się śmierci.

23 sierpnia 2013

lunacy

Czasem przypominam sobie uczucia, emocje. Jak to było, upić się czyjąś obecnością. Czyjąś bliskością. Czuć ciepło jego ciała, jego zapach. Wtedy byłam tak pewna. Niepewna siebie, pewna jego. Zawsze pewna kogoś, nigdy siebie. Aż do teraz. Przerażająco jest nie być pewnym innej osoby. Ekscytująco. Ale strasznie.
Ale to nieważne. To wszystko nie ważne, nie mam siły na to. Całą energię wkładam w walkę z sobą. Bo każdego dnia, każdej godziny, jestem unicestwiana od środka. Każdej godziny czuję to zmieszanie w środku. Jak morze przed sztormem. Aż nadchodzi fala, której nie jestem w stanie się oprzeć. Która zalewa mnie tak, że tracę zmysły. Miotam się, psychicznie i fizycznie, i czuję, jak umieram.
Już prawie zapomniałam, jak silny może być sztorm. Aż tu nagle – 10 w skali Beauforta.
I tylko czekam, aż przyjdzie jakieś tsunami, które zniszczy wszystko, co przez te 20 lat stanowiło mnie. Czekam na to tak usilnie, że aż tego chcę. Ale to nigdy nie nadchodzi… więc wariuję z oczekiwania.
I chciałabym tylko, żeby nadeszły te przerażające, zimowe wieczory, pustka, ciemno, świeczki, drinki i niebezpieczne schronienie pod grubym kocem.
Widzicie, tu nie ma tu miejsca dla nikogo innego.

21 sierpnia 2013

i want my pills back

Czytanie sobie w myślach i krótkie rozmowy o niczym do 5 nad ranem.
Ale nie, to nie to.
Piąta rano, było już prawie jasno. A parę miesięcy temu o 5 wstawałam… ale wtedy było całkiem ciemno. Chyba jestem skazana na życie w ciemności.
Spać – oznacza dla mnie ostatnio leżeć w ciemnym pokoju, słuchać przerażającego bicia swojego serca i pławić się w beznadziejności, odganiać gryzącą mnie przyszłość i przekonywać siebie, że nie ma czego się bać, że trzeba od czasu do czasu trochę pospać, na chwilę umrzeć, narażona na wszechobecne ciemne demony.
Znów czuję się rozszarpywana na kawałki, tracę grunt pod nogami. Ćwierć centymetra sześciennego… może nie czystego szczęścia, ale dzięki temu czułam się prawie jak normalny człowiek, prawie normalnie mogłam żyć.
Ta gęsta, ciemna mgła we mnie. Ona mnie paraliżuje, ale jest dobra, jest znajoma… nie odciągaj mnie od niej.

16 sierpnia 2013

hide

Nocą patrzę przez okno swojego pokoju. Jest ciemno. A ja chciałabym być tam, na zewnątrz, w jednym z tych pędzących gdzieś daleko ciemnych samochodów, mieć przed sobą dwie smugi światła, a dla innych być dwoma jasnymi punkcikami na ciemnej drodze…
I chciałabym, żeby już była zima. Żeby było ciemno, żeby było mi zimno i źle, żeby móc wejść pod koc, zakopać się pod nim i przespać problemy i depresję. Obudzić się i spać znowu. I tak cały czas. Całe życie. Przespać życie, nic nie czując. Nie żyć, tylko każdego dnia umierać troszkę bardziej.

12 sierpnia 2013

i hate

Nienawidzę zachowywać się jak 14-latka. Co 5 minut sprawdzać, czy odpisał, i co 5 minut się rozczarowywać. Albo cieszyć jak z wygranej w lotka…
Nienawidzę wariować, bo nie wiem, co on myśli, co czuje. Bo może nie chce mieć ze mną nic wspólnego.
Nienawidzę wpływu innych ludzi na mnie, tego, jak przejmuję ich zachowania, preferencje, czasem uczucia.
Nienawidzę tego, że zaufałam i nienawidzę tego, jak bardzo swobodna jestem, jak mogę powiedzieć wszystko i wiem, że zostanę zrozumiana.
Nienawidzę tych sytuacji, kiedy praktycznie czytamy sobie w myślach. I jak podobnie się czujemy danego dnia. I jak podobni jesteśmy w ogóle.
Nienawidzę tego stresu, uczuciowego zamętu, niepewności.
Może dlatego się odsuwam.
Może to dobrze. Może jestem zbyt chwiejna, zbyt chłodna emocjonalnie, zbyt przyzwyczajona do samotności. Może jestem zbyt egoistyczna i przestraszona. Może jestem zbyt zniszczona, by móc coś komuś zaoferować.
Ale jednak przeraża mnie wizja samotnego życia, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Praca, pies, rachunki. Samotnie wypite piwo wieczorem, samotnie obejrzany serial. Ciemne, ciche mieszkanie. Żadnego ciepłego ciała obok. Żadnego „my”, zawsze tylko „ja”.

8 sierpnia 2013

just music

Muzyka i wspomnienia, to rzeczywiście cholernie mocne połączenie.
Każdy dźwięk, każde uderzenie w gitarę, każdy bas odblokowuje jakieś wspomnienie, jakieś uczucie, jakąś emocję.
Rozmowy na przerwach, trzymając się za ręce. Jego oczy koloru mlecznej czekolady. Jego włosy pod moimi palcami. Kąciki jego ust. Jego wargi. Jego ręce obejmujące mnie. Zarys mięśni na przedramionach. Rowek na jego klatce piersiowej. Jego oddech i bicie jego serca. Drżący głos, gdy pierwszy raz powiedział mi, że mnie kocha. Szczęście w jego oczach. Moje własne szczęście, gdy stawałam na palcach i go całowałam, gdy zarzucałam mu ręce na szyję i wtulałam się w niego.
Jak to możliwe, że najszczęśliwszy okres mojego życia wywołuje we mnie łzy, i to nie nostalgii? Że najszczęśliwszy okres mojego życia stał się tym najgorszym? Że tak strasznie wspominam czas, kiedy byłam zakochana…?

6 sierpnia 2013

there’s nothing there

Nie widzę siebie w wieku 40 lat. W wieku 30 – może jeszcze, ale 40? Nigdy. Mam wrażenie że stanie się coś strasznego, że w ciągu tych 10, 20 lat tyle może się zmienić, tyle złego może się zdarzyć i że zdarzy się, i że będzie to coś, po czym już się nie pozbieram; że co chwilę moje życie się rozsypuje i to, że teraz jest w miarę dobrze, jest jak domek z kart.
A przerażająca prawda (choć taka, której do siebie nie dopuszczamy) jest taka, że nie ma Boga, nie ma miłości, nie ma sensu życia, jesteśmy tylko zwierzętami, tak się nieszczęśliwie stało, że obdarzonymi świadomością, ale tylko zwierzętami, a nasze istnienie nie ma najmniejszego sensu…